Zdjęcia do filmu dokumentalnego o Paulu Robienie, prekursorze ochrony środowiska i wybitnym ornitologu, który związał swe życie z przedwojennym Szczecinem są już za półmetkiem. Jego produkcja jest czasochłonna i wymagająca, bo opowieść o tej fascynującej postaci toczy się w zachodniopomorskich plenerach przez cztery pory roku.
Ekipa filmowa, którą kieruje Marek Osajda, twórca filmu, odwiedziła już wiele miejsc związanych z życiem niemieckiego przyrodnika i antymilitarysty Robiena. Zdjęcia ruszyły na Syrenich Stawach, pokrytych wtedy lodem i resztkami śniegu.
Zdjęcia to robota operatora Bartosza Jurgiewicza, z którym Osajda współpracuje od lat. Filmowcom zależy na historii Robiena mocno osadzonej w przyrodzie, bo takie przecież było jego życie. To z kolei sprawia, że spora część zdjęć wykonywana jest nad wodą, w tym w urokliwych nadodrzańskich klimatach.
Pod koniec marca tego roku filmowcy uwiecznili ledwie budzącą się do życia przyrodę Kępy Karsiborskiej z jej porosłymi wyschniętą trzciną rozlewiskami i szykującym się do wiosny ptactwem wodnym. Już w połowie kwietnia realizator i operator pojawili się w równie urokliwym Czarnocinie nad Zalewem Szczecińskim, by podglądać skrzydlatą faunę z czatowni. Przy okazji zafascynował ich widok dziesiątek pasących się na wolności koników polskich i długorogich, kudłatych highlanderów (stara szkocka rasa bydła). Na początku maja przyszła wreszcie pora na wyprawę katamaranem na wyspę Sadlińskie Łąki, na której żył i pracował niemiecki ornitolog. Niczym ekspedycja w amazońskiej dżungli, obładowani sprzętem przez polanę porośniętą kwitnącym czosnkiem niedźwiedzim rozsiewającym się od czasów Robiena, dotarli do ni to tablicy pamiątkowej, ni to steli, ni to symbolicznego nagrobka, który w latach 90 ubiegłego wieku postawili dla upamiętnienia przyrodnika szczecinianie. Przypomnijmy, że on i jego żona Ewa, zostali po wojnie zamordowani przez sowieckich żołnierzy. Z domostwa, które jednocześnie było stacją badawczą, pozostały tylko schody i część fundamentów.
W połowie czerwca filmowcy pojawili się wraz z ekspertami-narratorami w osadzie Spokojne (Friedenshof) koło Bobolic w Zachodniopomorskiem, w której Paul Robien urodził się i spędził dzieciństwo. Z dawnej zabudowy niewiele zostało i z filmowego punktu widzenia była to raczej pokazanie zielonej okolicy, w której rósł przyszły ornitolog.
Kolejna wyprawa znów na Sadlińskie Łąki. Tym razem jachtem. I jeszcze jedna kilka dni później – tym razem katamaranem po jeziorze Dąbie, kipiącym ptasim życiem dzięki kormoranom, łyskom, czaplom i wspaniałym, majestatycznym bielikom.
Ekipa wyprawiła się też na niemiecką stronę Odry, aby poprzez rzeczne koryto spojrzeć w kierunku Cedyni na wszystko to, co po drodze ukryte w szuwarach.
Ale były też bardziej kameralne miejsca – czytelnia Archiwum Państwowego w Szczecinie czy piwnice oddziału Muzeum Narodowego, gdzie do dziś przechowywana jest kolekcja spreparowanych ptaków, którymi zajmował się zatrudniony tu Paul Robien.
Początek lipca to z kolei wyjazd do Barlinka i spotkanie z wnukiem Robiena, Hartwigiem Ruthke, który wspominał dziadka i przywiózł pamiątki po nim.
I wreszcie w połowie lipca nadodrzańskie miejscowości Widuchowa oraz Moczyły w gminie Kołbaskowo. Tu, wiosłując łodzią w.... niebieskim kolorze, wynurzył się z sitowia sam Robien, w postać którego wcielił się aktor Wiesław Łągiewka. Towarzyszył mu pisarz Artur Daniel Liskowacki, autor opowiadania „ Obrączka”, w której odniósł się do postaci przyrodnika.
Po co ta wyliczanka licznych podróży i miejsc? Aby dać orientacyjne pojęcie o skali produkcji filmu, którego roboczy tytuł: „Paul Robien, człowiek który nie kłaniał się hydroplanom” wiele też mówi o postawie moralnej niemieckiego ornitologa. Bo i dziś, po ośmiu dekadach, Robien fascynuje wiele osób. Między innymi inicjatorów powołania do życia Parku Nardowego Doliny Dolnej Odry, w tym Michała Zygmunta - muzyka, kompozytora, a także łowcę dźwięków, który skupia się głównie na Odrze i otaczającej tę rzekę przyrodzie.
Tymczasem przed producentem tego obrazu, Stowarzyszeniem Edukacja, Nauka, Kultura, sporo pracy, a także starań o środki na realizację zadań, które chociażby z trudnych do przewidzenia warunków pogodowych (zmiany klimatyczne robią swoje), trudno było wcześniej przewidzieć. Warto jednak się starać, bo fascynująca postać przyrodnika rezonuje do dziś. Ba, bez cienia przesady można stwierdzić, że już od dłuższego czasu coraz wyraźniej. Powstają bowiem o Robienie nie tylko opowiadania, reportaże, wystawy fotograficzne, słuchowisko radiowe, spektakl teatralny i filmy, w tym archiwalny sprzed ponad dwóch dekad, w którym wypowiada się m.in. ponowny „odkrywca” i popularyzator tej postaci Jerzy Giergielewicz, a narratorem jest nieodżałowany szczeciński aktor Jacek Polaczek. Zatem nie dziwi też to, że przed kilku laty powstało nieformalne Koło Robienowców, którego przedstawiciele są zafascynowani postacią Robiena – Apostoła Przyrody.
Przypomnijmy zatem, że niemiecki ornitolog był postacią nietuzinkową. Urodzony w ubogiej rodzinie, jako młody chłopiec przybył do Szczecina, gdzie zdarzało mu się nawet żebrać. Jego życiową postawę ukształtowała praca na statkach. Jako marynarz odwiedził wiele krajów europejskich, a także Amerykę Północną i Środkową czy Indie Zachodnie (m.in. Karaiby). Natomiast jako żołnierz doświadczył ludobójstwa na jednym z ludów Afryki podczas wojny kolonialnej. Skończyło się to dla niego zespołem stresu pourazowego i rentą inwalidzką. Podczas I wojny światowej był z kolei palaczem na statkach parowych. Kolonialne i wojenne okrucieństwa miały wpływ na jego pacyfistyczne poglądy. Przez nie trafił nawet do więzienia.
W okresie międzywojennym Robien pracował w szczecińskim muzeum w dziale zbioru ptaków. Przy wsparciu ówczesnego burmistrza Friedricha Ackermana na wyspie Mönne (Sadlińskie Łąki na jeziorze Dąbie) wybudował stację ornitologiczną. Prowadził tam badania ptaków i pisał na ten temat prace naukowe. Doprowadził również do powstania pierwszego w regionie rezerwatu. Irytowały go hydroplany, które płoszyły ptactwo, więc w tej sprawie nie obawiał się napisać do samego Goeringa, aby zamknął (w trakcie II wojny światowej!) lotnisko hydroplanów w Dąbiu.
Podczas wojny światowej zaprzyjaźnił się z Władysławem Szilerem, Polakiem, który jako robotnik przymusowy pracował na wyspie w gospodarstwie rybackim. Filmowcom udało się skontaktować z jego córką. Już przed zakończeniem wojny Robien współpracował z naszymi przyrodnikami, a po jej zakończeniu polskie władze chciały, by kontynuował swoją pracę na wyspie. Niestety, los okazał się dla niego i jego żony okrutny, bo po kilku miesiącach oboje zostali zamordowani przez sowieckich żołnierzy.
Pamięć o Apostole Przyrody jednak przetrwała, a on po latach stał się zasłużoną legendą, wzorem niezłomnego ekologa, który trwale wpisuje się w ponadgraniczność regionów i krajów po obu stronach Odry. A projektowany Park Narodowy Doliny Dolnej Odry na terenach, które urzekały go przyrodniczym bogactwem, i które chciał chronić, jest na pewno po części spełnieniem jego ekologicznych idei.
(kam)