Poniedziałek, 04 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Sączenie kubańskich pomarańczy

Data publikacji: 2018-10-10 07:00
Ostatnia aktualizacja: 2018-10-12 20:20

Wracałem niedawno z dalszej podróży, z Berlina – busem z lotniska. W drodze, ku mojemu zaskoczeniu, po raz pierwszy od lat – a dokładnie: od czasu przyjęcia nas do Schengen – bus zatrzymała niemiecka policja. I to dwukrotnie.

Noc, poważne, by nie rzec groźne twarze policjantów, kontrola dokumentów. Uważna, metodyczna. Nikt nic nie mówi, więc nie od razu dociera do mnie, że sprawdzający dokumenty – owszem, zerkają na polskie dowody osobiste, ale zasadzają się głównie na paszporty, i tych, którzy się nimi legitymują. Bo nie należą do obywateli państw Unii. Jest wśród nich osoba o trochę ciemniejszej skórze, jest kobieta o twarzy Azjatki, ale w większości to młodzi ludzie zza naszej wschodniej granicy.

Sąsiad z fotela obok dziwi się złośliwie, że robią im to sito przy wyjeździe a nie przy wjeździe do Niemiec. Czyżby nie chcieli się z rozstać z imigrantami?

* * *

Po kilkunastu minutach w ręku jednego z policjantów pęcznieje spory plik „podejrzanych” paszportów i innych papierów. Potem kolejne minuty, gdy policjanci między sobą i – przez telefon – analizują to, co mają w ręku. A później prowadzą na zewnątrz autobusu ciche rozmowy z tymi, co podejrzani i wyraźnie tym przestraszeni.

W końcu jedziemy. Ale za pół godziny zatrzymują nas jeszcze raz. Nie od razu przyjmując do wiadomości, że jedna kontrola już była i jesteśmy czyści. Tym razem puszczają nas więc bez trzepania dokumentów.

Zastanawiamy się, co było przyczyną kontroli. Ktoś w ciemności autobusu rzuca ponury żart – przypuszczenie: – Nie było nas w kraju trochę. Kto wie, co się tam przez ten czas wydarzyło.

* * *

Potem się okazuje, że szukano akurat jakiegoś przestępcy (?), ale od podróżujących częściej słyszę też, że ostatnio te kontrole stały się dosyć częste.

I myślę sobie, że takie podróże przez granicę – z wielokrotną kontrolą policji, straży granicznej i celników – powinno się fundować, w ramach edukacji obywatelskiej, tym wszystkim, którzy biją brawo populistom, co na użytek politycznych kampanii igrają sobie niebezpiecznie naszym członkostwem w Unii. Plotąc na przykład o „wyimaginowanej wspólnocie”, która nam nic nie daje.

Złe wraca o wiele łatwiej, niż dobre się tworzy.

Warto, by ten, kto nie pamięta – lub nie chce pamiętać! – czasów, kiedy na granicy czesano polskie autobusy do imentu (ach, już epoka NRD była miła, gdy sprawdzano „przemyt” kubańskich pomarańczy!), uświadomił sobie, jak to nam będzie w Europie, gdy nas w niej już nie będzie.

* * *

Kiedy już w Szczecinie przesiadłem się z busa do taksówki, opowiedziałem kierowcy o przygodzie w Niemczech i żartując smutno, zapytałem go, czy aby podczas mojej nieobecności w kraju Polska nie znalazła się poza Schengen?

– A nie wiem – odrzekł z powagą. – Nie interesuję się ostatnio polityką. Nie mam czasu.

I tu dopiero dobry podróżny humor minął mi ostatecznie.

* * *

Nie pocieszyło mnie nawet to, że taksówkarz, jakby chcąc się usprawiedliwić, zaczął utyskiwać na „Jarka”, który może „zmajstrować wszystko”, więc i zepsuć też. Przeciwnie, zrobiłem się jeszcze smutniejszy.

Bo jeśli tak ma wyglądać „nieinteresowanie się polityką”, że obojętniejemy na jej związki z życiem nawet wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, że mogą nam owo życie – nasze własne życie – popsuć, to ręce zaczynają opadać szybciej niż jesienne liście.

* * *

Byłem w kinie. Film wartościowy, warty uwagi: „Kamerdyner” Bajona.

W rzędzie przede mną para ludzi około trzydziestki. Nie, nie zasłaniają mi. Fotele w multikinach ustawiane są tak, że musiałby przede mną usiąść któryś z naszych mistrzów świata w siatkówce, by takie zasłanianie było możliwe. Nie, nie przeszkadzają mi rozmową, bo na ogół milczą.

Ale prędko się okazuje, że jednak przeszkadzają. Dokładniej pani, która panu towarzyszy. I co jakiś czas zerka na swój komórkowy telefon. A że jego ekran niewiele mniejszy od kinowego, blask bije zeń mocny prosto na mnie.

Pal zresztą diabli, że blask, szlag mnie trafia z każdą chwilą większy, bo pani włącza komórkę coraz częściej, w końcu co minutę chyba. Coś tam sprawdza, ogląda, paluszkami po ekranie suwa. Zerkam jej ostentacyjnie przez ramię, by się choć trochę zawstydziła, ale pochłonięta jest tak, że tego nie dostrzega. Pochłonięta jest oczywiście swoją komórką (najwyraźniej jedną), nie filmem. A na ekranie komórki – na ile udaje mi się to rozpoznać – moda, SMS-y, wiadomości ze świata plotek, zdjęcia z wakacji…

Najweselej robi się wtedy, gdy w filmie Bajona oglądamy poruszające sceny z dokonanej przez Niemców masowej egzekucji Kaszubów, a pani sobie klik, klik, klik, suw, suw, suw paluszkiem…

No cóż, pewnie wrażliwa taka i na ekran kinowy nie chce patrzeć.

* * *

Najłatwiej byłoby rzec, że wybrała się po prostu na nieodpowiedni dla siebie film. A że nie chciała panu robić przykrości, nie wyszła z kina, tylko wytrwała dzielnie do końca seansu, wspomagając się jedyną posiadaną komórką.

Równie łatwo zresztą byłoby się skupić właśnie na tej jednej komórce, mówiąc, że pani mądra nie była.

Problem w tym, że przypadek owej pani nie jest wcale odosobniony. Ba, zaczyna być normą. Wielu z nas – i głupich, i mądrych, i tych pośrodku między skrajnościami – choruje na syndrom komórkowy; nie potrafiąc znieść choćby chwili bez zerkania na komórkowy ekran. Bez względu na to, gdzie akurat się znajdują. Niedługo dojdzie do tego, że zerkać będą na smartfona złożeni w trumnach nieboszczycy.

* * *

O polityce w stanie czystym (no, powiedzmy, że czystym) tym razem na koniec. W Nowym Sączu kandyduje na prezydenta miasta Iwona Mularczyk, żona wpływowego posła PiS Arkadiusza Mularczyka.

Co doprowadziło do sporego zamieszania w szeregach tamtejszej prawicy, bo prezydentem Nowego Sącza chce być też pani Małgorzata Belska, dotychczasowa sekretarz PiS w Nowym Sączu, a kandydatura pani Iwony, żony posła, dotąd zupełnie nieobecnej w polityce, nie bardzo się podoba tamtejszym prawicowym wyborcom jako przejaw partyjnego nepotyzmu.

A przecież nie powinni się niczemu dziwić. Dotąd sączyli z Nowego Sącza starzy, teraz będą sączyć nowi.

ADL