Pewien celebryta usiłujący kiedyś bezskutecznie zostać prawdziwym zawodowym bokserem, a ostatnio zawodnikiem tzw. sportów walki, w ramach rekompensaty pręży się intelektualnie na ekranie jako jeden z nowych komentatorów telewizji publicznej. Tymczasem niedawno po raz kolejny ośmieszył swe starania, zdyskwalifikowany za niezgodne z regulaminem bicie i kopanie innego celebryty (podobno zresztą celowe, by „szoł” był lepszy).
Nieważne, dość że jako komentator dołączył do grona, w którym inny „szołmen”, kiedyś drobny złodziej (po wyroku), aktor (za studia artystyczne wystarczyło mu mechaniczne technikum), jest już telewizji gwiazdą.
Nie będę się wypowiadał na temat kompetencji obu panów w sprawach, które są im pewnie bliskie (świat społecznościowych mediów i show-biznesu), ale muszę przyznać, że powierzenie im roli opiniotwórczej w kwestiach od kultury po etykę (!) i politykę (także zagraniczną) zda się być śmiałym przesunięciem granic telewizyjnego dziennikarstwa.
Celebryci w ogóle idą teraz ławą przez media. Np. wykonawca piosenki o kropkowanych majteczkach wyszydza kultowego artystę rocka, że nikt go dziś nie zna, ale bywa gorzej, gdy wokalistka z talentem i przeszłością, udzielająca się w Sieci jako autorytet moralno-polityczny, podejmuje śmiało sztandar koronasceptycyzmu. Co z tego, że wykpiwana jest w memach, ma przecież swych wyznawców. Walczą z nią zresztą głównie inni celebryci, ale też, co niestety wygląda słabo i smutno (że muszą), ludzie poważni, profesowie medycyny…
Wiem, to norma światowa – przestajemy ufać autorytetom, więc zamiast specjalistów profesjonalistów zatrudnia się w mediach entuzjastów amatorów, ale dlaczego kreują one na autorytety ludzi pozbawionych takich cech i umiejętności, które by ich chociaż trochę predestynowały do starań w tym kierunku?
O kimś, komu wszystko się ze wszystkim pokręciło, i wydaje mu się, że jest kimś innym, młodzież zwykła mówić, że ma zryty beret. Berety raczej z mody wyszyły, ale celebryci zdają się dziś wyznaczać trendy.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".