Poniedziałek, 04 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Klęski i zwycięstwa

Data publikacji: 2020-12-14 17:12
Ostatnia aktualizacja: 2020-12-14 17:12

Przy okazji smutnych rocznic zawsze odzywają się zwolennicy „historii pozytywnej”, krytycy polskiej „martyrologii”, narodowego cierpiętnictwa etc. „Po co wspominać takie daty jak 13 grudnia 1981” – pytają. „Po co upamiętniać klęski?”. Może na przykład po to, aby pamiętać, że nie ma takiej klęski – indywidualnej czy zbiorowej – z której nie można się podnieść.

Jak to działa? Zamiast skomplikowanych interpretacji psychologicznych podam prosty przykład. Pamiętam dość żywo pacyfikację Stoczni Szczecińskiej w nocy z 14 na 15 grudnia 1981 r. Z „mojego” budynku w okolicy pochylni Wulkan do bramy Kolejowej droga była bardzo długa… Gęsiego, między szpalerami rosłych chłopaków uzbrojonych po zęby jak w „Seksmisji”. Ale to nie była komedia, raczej film grozy. „Czy mają ostrą amunicję?”, „Jakie rozkazy?”. Szliśmy w głuchej ciszy, tylko mróz skwierczał pod butami. Nie strzelali.

Pamiętam te obrazy, ale przede wszystkim pamiętam młodzieńczą wściekłość. Opuszczaliśmy naszą „twierdzę” wściekli, rozgoryczeni, upokorzeni. Tym boleśniej, im bardziej ktoś przedtem wierzył w niezwyciężoną moc „ruchu dziesięciu milionów”. „Solidarność” była rozbita w pył, „wyzerowana” – pozbawiona głowy (liderzy internowani lub aresztowani), sprzętu drukarskiego, kanałów łączności. Nie mieliśmy nic… oprócz tej wściekłości i upokorzenia. Z tych uczuć zaczął się odradzać bunt od początku stanu wojennego, przynajmniej w obszarze wydawniczego podziemia. Wiązały się grupki „redaktorów”, „drukarzy”, „kolporterów” – setki, tysiące w całym kraju, tworząc prawdziwy archipelag niezależnych wysp. Nie pomagały represje Służby Bezpieczeństwa, groźby wieloletniego więzienia, aresztowania. Jedne grupy i drukarnie wpadały, inne się rodziły, a nakłady niezależnych pism… rosły. Aż do zwycięstwa.

Można by tu zakończyć i byłby happy end. Jednak z wiekiem uświadamiamy sobie, że procesy (a także ludzie) mają zwykle swoją drugą, ciemniejsza stronę, taki Yungowski cień. To prawda, że w klęsce można znaleźć zaczyn odrodzenia i późniejszego zwycięstwa, ale też każde zwycięstwo zawiera z sobie zarodek przyszłej klęski. A jak to działa? Każdy może znaleźć przykład w swoim doświadczeniu…

Zbigniew JASINA