Poniedziałek, 04 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Język wojny

Data publikacji: 2022-03-04 08:08
Ostatnia aktualizacja: 2022-03-07 09:57

Choć na co dzień nawołuję i zachęcam do językowej do empatii i delikatności, do ważenia słów i łagodzenia wypowiedzi, to w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą odstępuję od tych zasad. Trzeba ten stan rzeczy nazywać po imieniu! 

To nie „specjalna operacja wojskowa”, nie „obrona ludności regionu”, nie „kryzys ukraiński”, nie „wojna domowa na Ukrainie”. To napaść, agresja, inwazja, najazd, atak! To nie „konflikt zbrojny”, „konflikt Rosji z Ukrainą”, bo konflikt to ‘sprzeczność interesów, poglądów, spór, zatarg, antagonizm’. Zakłada równorzędność obu stron i daje jakąś szansę na rozwiązanie. Tu zaś mamy do czynienia z agresją i agresorem nieliczącym się z racją przeciwnika i niechcącym osiągnąć porozumienia. W obliczu dziejącej się nieprawdopodobnej nikczemności pozwólmy wybrzmiewać słowom: agresor, napadł, zburzył, zabił

Przedstawiając powody napaści na Ukrainę, Putin użył określeń demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy. To figury słowne kompletnie nieliczące się z realiami XXI wieku, odwołujące się do czasów po II wojnie światowej. Takie działania podjęto 70 lat temu wobec pokonanych w wojnie Niemców, wskazując na konieczność oczyszczenia Niemiec z wszystkiego, co było związane z nazizmem. Mówiąc więc o demilitaryzacji, rosyjski agresor miał na faktycznie na myśli rozbrojenie wojskowe Ukrainy, odebranie jej broni, uczynienie jej bezbronną. Zauważmy, że oba określenia: zdemilitaryzować i uczynić bezbronnym mają zupełnie inną wartość poznawczą i odwołują się do innych emocji. Celem demilitaryzacji jest chęć uczynienia drugiego kraju bezbronnym. Nazywajmy rzeczy po imieniu! 

O denazyfikacji nawet nie wiem, co powiedzieć. Użycie tego terminu w XXI wieku wobec kraju niemającego nic wspólnego z nazizmem jest albo objawem zupełnego oderwania od rzeczywistości, albo celowego budowania „świata na opak”. W świecie tym  atak zbrojny nazywany jest „obroną ludzi”, żołnierze walczący o własny kraj to „nacjonaliści” albo „naziści”, cywile broniący swoich domów to „wrogie bojówki”, a demokratyczna Ukraina porównywana jest z nazistowskimi Niemcami. W kreowanym przez rosyjską propagandę „świecie na opak” pojawia się sformułowanie ludobójstwo ze strony reżimu kijowskiego. Ale my już w drugim tygodniu wojny wiemy, jakie i czyje działania zasługują na to straszne określenie: ludobójstwo… 

Jaki jest więc język wojny? Po stronie agresora to język zakamuflowany, pełen eufemizmów zaciemniających właściwy cel i rzeczywiste działania. Po stronie przeciwników wojny, po naszej stronie, język musi być jednoznaczny i mocny, a słowa winny znaczyć to, co znaczą i nie owijać w bawełnę niecnych czynów.

A nawiązując do pierwszego zdania mojego felietonu, chciałabym zaapelować o to, byśmy swoje potępienie kierowali tylko w stronę agresora i pamiętali, że Putin to nie wszyscy Rosjanie…

Ewa Kołodziejek