Sytuacja, w której się znaleźliśmy, jest bardzo poważna i trudna, jednak niepewność jutra nie zwalnia nas z dbałości o siebie i o swoje otoczenie. Przymusowa izolacja sprzyja pracy intelektualnej, można nadrobić choćby zaległości w czytaniu, które chyba wszyscy mamy. Najczęściej jednak śledzimy doniesienia medialne dotyczące rozwoju wydarzeń. Językoznawcy i miłośnicy języka analizują nie tylko treść wiadomości, lecz także ich formę. I ubolewają, że tak jak w powietrzu krąży wirus zagrażający życiu i zdrowiu, tak w tekstach krążą wirusy zagrażające jakości polszczyzny.
Szczególnie zjadliwy jest ten, który został przez moich kolegów akademików przewrotnie nazwany „wirusem bez korony”, ponieważ pojawia się w kontekście koronawirusa. Mowa o modnym słowie dedykowany używanym w niewłaściwym znaczeniu i nieodpowiednich kontekstach. Oto kilka przykładów znalezionych w tekstach prasowych, internetowych i na oficjalnych stronach różnych instytucji (pomijam zauważone w nich inne błędy językowe): „Dyrektor placówki chce, by na czas sytuacji epidemiologicznej szpital był dedykowany tylko pacjentom z podejrzeniem/zakażeniem koronawirusem”. „Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników opublikowało stanowisko odnośnie postępowania w typowych oddziałach ginekologiczno-położniczych (które nie są dedykowane do leczenia osób z rozpoznaną infekcją koronawirusem)”. „Materiały dotyczące trwającej kampanii edukacyjnej dedykowanej koronawirusowi”. „Strona internetowa dedykowana kampanii:www.gov.pl/koronawirus". „Przyjmujemy pacjentów ze szpitali, które zostały dedykowane jako szpitale do walki z koronawirusem”. A ponadto: szpitale dedykowane koronawirusowi, szpitale dedykowane leczeniu osób zakażonych, ogłoszenie dedykowane koronawirusowi i wiele innych „dedykowań”.
O niewłaściwym użyciu słowa dedykowany pisałam już kilkakrotnie, więc sądzę że i czytelnicy moich felietonów są tymi błędami poruszeni. Wszak imiesłów dedykowany wywodzi się od czasownika dedykować, czyli ‘symbolicznie ofiarowywać komuś swoje dzieło lub osiągnięcie jako wyraz miłości, szacunku lub wdzięczności’ (definicja z „Wielkiego słownika języka polskiego” dostępnego w internecie). W jakim więc znaczeniu użyte jest słowo dedykowany w przytoczonych przykładach, skoro nie ma w nich mowy o miłości i wdzięczności?
Ktoś powie, że dedykowany zyskał dziś nowy sens i zastępuje słowo przeznaczony. Czy rzeczywiście? Każde słowo oprócz swojego znaczenia ma tylko jemu właściwe wymagania składniowe. Imiesłów przeznaczony jest gramatycznie „towarzyski”, więc łączy się z innymi wyrazami w różnorodnych konfiguracjach: przeznaczony na coś, przeznaczony komuś, przeznaczony do czegoś, przeznaczony dla kogoś. Tymczasem dedykowany łączy się z tylko rzeczownikiem w celowniku: książka dedykowana rodzicom, utwór dedykowany przyjaciołom. Czy naprawdę piszący i mówiący o „szpitalach dedykowanych koronawirusowi” nie czują semantycznego zgrzytu i składniowego dysonansu?
Strzeżmy się słownikowych agresorów, bo niepostrzeżenie zmieniają znaczeniową i strukturalną tkankę naszego języka.
Ewa Kołodziejek