Wtorek, 19 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Akcent przełomowy

Data publikacji: 2018-09-24 11:39
Ostatnia aktualizacja: 2021-11-25 09:53

Niezależnie od wyniku wyborów lokalnych rządzących się zwykle innymi regułami niż ogólnokrajowe, widać, że nowa władza mocno stawia na nasz najdalej na zachód wysunięty posterunek Polski. Na szczecińskiej konwencji wyborczej partii rządzącej były oczywiście, jak wszędzie, obietnice wielkich inwestycji i rytualne przypomnienie buntowniczej epopei czasu PRL. Dla mnie jednak przełomowym akcentem było fundamentalne sformułowanie prezesa J. Kaczyńskiego: „Szczecin, który odzyskaliśmy”.

Żaden z solidarnościowych przywódców III RP nie zdobył się na podkreślenie, że Szczecin został przez Polską odzyskany tak jak całe Pomorze Zachodnie. Odzyskany, a więc przywrócony. Ergo nie był żadnym prezentem od Stalina, ale – po klęsce polityki jagiellońskiej – powrotem w stare piastowskie granice.

Po roku 1989 dominował kult zamazywania dramatów dziejowych rozmywania granic, przymilania się do nie tak dawnych prześladowców Polski. Wspominanie o potwornych czasach wojny, a tym bardziej wymienianie Niemiec jako agresora uznawane było przez wodzących rej liberałów i postkomunistów za nietakt wobec nowych euroelit, łaskawie stwarzających nam szansę „wejścia do Europy”.

Powstał nawet pomysł utworzenia euroregionu łączącego wschodnie rejony Niemiec z polskim Pomorzem Zachodnim. Opatrzność nas przed realizacją tych planów ustrzegła…

Tymczasem patriotyczny, ale mocno oparty na mitologii piłsudczykowskiej program partii Kaczyńskich zrazu nie potrafił po prostu zaadaptować idei Ziem Odzyskanych. Bo jak tu zgodzić się na „rekompensatę” za dawne Kresy, którą przyniosła powojennej Polsce – słusznie owiana najgorszą sławą – Armia Czerwona.

Jeszcze w latach 60. stęsknieni za ojcowizną kresowianie czuli się na rubieżach zachodnich tymczasowo, gotowi w każdej chwili powrócić do ukochanego Wilna czy Lwowa. Na szczęście czas zrobił swoje. J. Kaczyński – niegdyś dość konsekwentie najeżony wobec całego dziedzictwa PRL – stopniowo dojrzał jako polityk, poza czernią i bielą dostrzegł różne odcienie. Dał temu niespodziewanie wyraz w Szczecinie w 2011 roku, gdy na wiecu przedwyborczym na Wałach Chrobrego obiecał odbudowę stoczni oraz – co zaskoczyło słuchaczy – pochwalił inwestycyjną politykę Gierka. To była nowa myśl, przełom kopernikański wodza ówczesnej opozycji. Choć oczywiście media to wykpiły. Przekonanie, że Polska ma być montownią i rezerwuarem siły roboczej dla wielkich Niemiec wciąż dominowało w kręgach decydentów. A jednak na tym gierkowskim wątku, jakże bliskim międzywojennej idei Kwiatkowskiego, „Jarosław Polskę Zbaw” zbudował swój nowy program. Tu warto przypomnieć, że to nie sowieci zaplanowali powrót Polski na prastare ziemie nad Odrą i Bałtykiem, do Gdańska, Szczecina i Wrocławia. Już w końcu lat 30. przewidzieli to działacze Stronnictwa Narodowego z Wielkopolski i Śląska. W 1943 roku, jeszcze przed śmiercią gen. Sikorskiego, emigracyjny rząd RP program ten przyjął jako własny.

Budowa silnej Polski nie musi się podobać wszystkim sąsiadom w Unii. Zwłaszcza RFN, który w swej konstytucji wciąż utrzymuje art. 160 mówiący o Niemczech w granicach z 1937 roku. Zapis miał zniknąć po zakończeniu wielkiej fali repatriacji Niemców z terenów byłego ZSRR, ale przetrwał… Co więcej – współpraca niemiecko-rosyjska, tropem Rapallo i paktu Ribbentrop – Mołotow, mimo konfliktu na Ukrainie rozwija się w najlepsze. I to nam czujność podpowiada. ©℗

Janusz ŁAWRYNOWICZ