Niedziela, 24 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Ani kroku wstecz...

Data publikacji: 2018-01-09 13:06
Ostatnia aktualizacja: 2018-10-19 23:50

Pełzająca „rekonstrukcja” rządu, mimo zapewnień, że chodzi o usprawnienia w obliczu wyzwań zewnętrznych, wciąż budzi niepokój większości zwolenników „dobrej zmiany”. Po wymianie premiera zastanawia zwłaszcza aktywność „liberalnej” grupy wicepremiera Gowina lansującej elastyczne podejście nawet do kwestii imigrantów z Azji i Afryki. Czyżby szykował się odwrót od stanowczej decyzji Kaczyńskiego, która zaowocowała zwycięstwem wyborczym PiS?

Raz po raz o przyjęcie wojennych uchodźców, np. w formie utworzenia tzw. korytarzy humanitarnych, apeluje kilku naszych katolickich hierarchów. Owe dziwne „korytarze” mają być w zamyśle ich projektantów szpitalami i domami opieki dla rannych i chorych…

Wszystkie te głosy i apele przebił w swym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” lider sejmowej grupy (lub raczej garstki) pod szyldem „Wolni i Solidarni” Kornel Morawiecki ,wzywając do… przyjęcia 7 tys. muzułmańskich imigrantów, których tenże polityk pragnąłby oczarować polską kulturą i harmonijnie wtopić w nasze społeczeństwo(?).

Czyżby zasłużony lider Solidarności Walczącej nie wiedział, że Polska poprzez swe działania w Syrii i Libanie najskuteczniej ze wszystkich krajów Europy pomaga właśnie ofiarom wojny i uchodźcom syryjskim. Na miejscu, na Bliskim Wschodzie.

Taktyczne zamykanie oczu i uszu jest w polityce zabiegiem nagminnym, trzeba przyznać, czasem koniecznym. Tu jednak wywołało niepokój tych, którzy wynieśli PiS do władzy. Zwłaszcza gdy w ślad za tym poszła informacja, że Beata Kempa – dotychczas kierująca Kancelarią Premiera – ma zająć się… pomocą humanitarną, w tym ewentualną organizacją „korytarzy humanitarnych”. A więc – mówiąc wprost – oznaczałoby to kapitulację Polski pod presją Brukseli.

Napięcie wywołane deklaracją marszałka seniora Sejmu RP rozładował sam premier Mateusz Morawiecki, oświadczając wyraźnie, że nie podziela poglądów ojca na temat imigrantów, a program rządu nie zmienia się ani o jotę. Podkreślił też zasługi Polski w pomocy Syryjczykom na miejscu i fakt, że w ponad milionowej populacji Ukraińców pracujących w naszym kraju jest co najmniej 100 tys. uchodźców z ogarniętego konfliktem zbrojnym Donbasu.

Mieliśmy zapewne do czynienia z bardzo niezręczną próbą wysondowania opinii Polaków na temat ewentualnego kompromisu w sprawie relokacji? Jeśli tak, to ten rodzaj „rozpoznania bojem” okazuje się dla rzeczników złagodzenia zmian raczej niepomyślny.

Doprawdy, tuż przed wizytą premiera w Budapeszcie, złamanie solidarnego sprzeciwu wobec przymusu relokacji, kiedy Polacy oskarżeni przez Komisję Europejską o naruszenie praworządności liczą na wsparcie Węgrów, byłoby aktem zdrady…

W tej sytuacji władzom pochodzącym z wyboru ludu, który głosował za konkretnym programem, pozostaje konsekwentna obrona stanowiska, które dziś już zresztą po cichu akceptuje większość krajów Unii. A zatem – ani kroku wstecz, jeżeli chcemy być traktowani poważnie.

Natomiast z kosztami samodzielności musimy się liczyć. Uniokraci znajdą pretekst, by uszczknąć coś z należnych nam funduszy.

Tym, którzy są zwolennikami wieszania się u unijnej klamki, przypomnę, że z każdego euro funduszy strukturalnych wydawanych przez Polskę ponad 70 centów wędruje do Niemiec. Zatem, choć wolność kosztuje, ewentualna strata jest dla nas mniej dotkliwa… niż dla wielkiego sąsiada.

Janusz ŁAWRYNOWICZ