Przełomowe w tonie przemówienie prezydenta RFN Steinmeiera w 80-lecie wybuchu II wojny światowej zdaje się zapowiadać nowy etap współpracy Polski z Niemcami. W tej sytuacji w lepszym świetle jawi się propozycja sąsiadującego z Zachodniopomorskiem niemieckiego regionu Maklemburgia-Pomorze Przednie, aby Szczecin, jako miasto o randze metropolii stało się centrum obu przygranicznych regionów.
To nie pierwsza niemiecka oferta. W latach 90. był plan Stolpego, przewidujący utworzenie tzw. euroregionu z udziałem przygranicznych województw Polski i Niemiec, który potem wygasł (m.in. dlatego, że w latach 90. nasza akcesja do Unii oddaliła się), a potem został zarysowany w wersji „light”. Ponowne pojawienie się projektu świadczy o docenianiu przez naszych sąsiadów rosnącej pozycji Polski oraz rangi grodu Gryfa, co może cieszyć, nawet napawać dumą. Sęk jednak w tym, że obecna – daleka od doskonałości – Konstytucja RP, rezerwuje tego rodzaju decyzje dla naczelnych organów państwa. Państwa mającego z racji dramatycznej historii szczególne powody do ostrożności w sprawach suwerenności oraz terytorium, a już zwłaszcza tam, gdzie idzie o granicę z Niemcami.
Akurat mamy 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej zapoczątkowanej agresją Hitlera na Polskę, a nie tak dawno obchodziliśmy 75-lecie tragicznego powstania warszawskiego. Jeszcze w uszach mamy relacje świadków, w tym zwłaszcza ocalałych z potwornej rzezi cywilnej ludności na Woli, w której oddziały złożone z SS-manów oraz rezerwistów, a więc powołanych pod broń niemieckich cywilów, wymordowały w ciągu kilku dni 50 tys. bezbronnych Polaków (!) Kilka dni temu prezydent Niemiec – po raz pierwszy w tak poruszających słowach – uznał ogrom niemieckich zbrodni i prosił Polaków o wybaczenie. Nie wspomniał o materialnej rekompensacie. I na to jednak czas już pracuje, jeśli niosące nadzieję słowa głowy państwa mają coś znaczyć na przyszłość.
Tragiczna historia obliguje jednak Polaków, zwłaszcza przywódców na różnych szczeblach państwowej hierarchii (samorząd lokalny to niższe ogniwo państwa!) do szczególnej ostrożności w kontaktach rodzących różnorodne współzależności transgraniczne.
Sąsiedzka współpraca w Unii jest naturalna i pożądana, napędza gospodarkę, bogaci mieszkańców, zbliża ludzi. Pole do zgodnej współpracy jawi się ogromne. Jeśliby jednak nasi sąsiedzi w zamian za sfinansowanie wspólnych przedsięwzięć zaproponowali, by np. gwoli „lepszej informacji”, do polskich nazw ulic Szczecina dodać nazwy niemieckie… czy byśmy to zaakceptowali?! Moja generacja nie, ale ta z ostatniego 30-lecia, uczona „neutralnej” historii, jeśli jeszcze ma dziadków, to słucha ich zwykle przez grzeczność…
Jak wielu Polaków nie jestem fanem języka niemieckiego. To efekt przykrych wspomnień, edukacji, kontaktu pokoleń. Skoro rachunki krzywd nie są wyrównane, nasza strona ma prawo wymagać więcej.
Niemieckie zaloty do szczecinian dają nam satysfakcję. Pertraktować warto, ale powinni to czynić ludzie odporni na uroki Zachodu. Czy jednak obecna sytuacja w świecie to dobry czas na transgraniczne swaty? ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.