To znaczy jeden hektar ziemi będzie mógł niebawem kupić każdy obywatel Polski. Propozycja zawarta jest w projekcie nowej ustawy o sprzedaży ziemi rolnej, która budzi nadzieje, ale także wątpliwości.
Ustawa z 2016 roku ograniczająca obrót ziemią orną do grupy rolników, posiadaczy gospodarstw, ich krewnych i sąsiadów spełniła swą rolę – zahamowała narastający wykup ziemi rolniczej przez obcy kapitał. Przedtem bowiem tzw. słupy reprezentujące spółki z zagranicznym udziałem przelicytowywały w przetargach polskich chłopów. Setki hektarów ojczystej ziemi poszły w obce ręce.
Rygory te jednak utrudniły normalny obrót nieruchomościami. Osoba spoza kręgu rolników mogła sobie kupić najwyżej 30 arów, co niektórzy porównywali do peerelowskiego limitu 10 metrów powierzchni mieszkaniowej na osobę… Restrykcyjne regulacje wywołały sprzeciw wielu środowisk (m.in. „wolnościowców” oraz działaczy PSL).
Obecny rząd M. Morawieckiego z ministrem rolnictwa K. Ardanowskim najwyraźniej uznał, że zwiększenie obszaru działki rolnej dla mieszczucha do jednego hektara nie zagrozi interesowi rolników, a zwłaszcza polskiej racji stanu. Niestety, praktykowany od trzech lat zwyczaj pośpiesznego procedowania rządowych projektów sprawił, że zarys nowych przepisów trafił już do komisji sejmowych. Stara maksyma powiada, iż pośpiech dobry jest jeno przy łapaniu pcheł, a poza tym raczej nie kojarzy się z czystą intencją („w złodziejskim pośpiechu”) ani przezornością (już dwa razy rząd wycofywał się z tak przyjętych ustaw).
A podstawy do obaw są. Przypomnę, że za rządów poprzedniej ekipy równie nieoczekiwanie podjęto próbę nowelizacji zawartego w konstytucji zakazu sprzedaży polskich lasów. Ówczesna opozycja ostrzegała, że rządzący chcą spłacić bezprawne roszczenia organizacji żydowskich do bezspadkowego mienia ofiar Holokaustu. Do obalenia przepisu konstytucyjnego zabrakło zaledwie kilku głosów! Dziś natomiast obawy, że ten sam cel przyświeca forsowanej przez rząd PiS nowelizacji ustawy o obrocie ziemią wyraża prawicowa opozycja pozaparlamentarna.
Otóż polskie placówki w Izraelu z roku na rok wydają coraz więcej paszportów dawnym polskim obywatelom i ich potomkom. Bliski Wschód płonie. Polska zaś to dziś jeden z najspokojniejszych, najbardziej przyjaznych Żydom krajów w Europie.
Z kolei ponaddwumilionowa rzesza gastarbeiterów z Ukrainy ma coraz więcej ułatwień w uzyskaniu obywatelstwa RP. Gdyby tak wszyscy zechcieli gremialnie wykupić swoje hektary na wyludniającej się wschodniej flance Polski, np. między Sanem i granicą Ukrainy… Wówczas objęliby w posiadanie ziemie, do których wysuwają roszczenia nacjonaliści kultywujący tradycję OUN i UPA. Chłodno oceniając, oba scenariusze są raczej czysto teoretyczne…
Tych wątpliwości nie wolno jednak lekceważyć ani przemilczeć. Choć ustawa służy zdecydowanej większości Polaków, trzeba ją dobrze przedyskutować, ubezpieczyć się przed zagrożeniami. Również dlatego że dotyczy ziemi, bezcennej polskiej ziemi, której wszak nie przybywa. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.