Niedziela, 24 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Kto tu ma prawo do roszczeń?

Data publikacji: 2016-10-19 10:46
Ostatnia aktualizacja: 2018-10-19 23:50

Wyjeżdżali z Polski całymi rodzinami oczarowani wizją zachodnoniemieckiego dobrobytu, a także obietnicą rekompensat za domy i hektary, których wraz z polskim obywatelstwem zrzekli się w latach 1956 – 1988. Mazurzy, Ślązacy, Kaszubi z Ziem Odzyskanych, na wieść o niemieckim „cudzie Erhadta” poczuli się Niemcami. Nie zawiedli się, dostali w NRF zapowiadane rekompensaty za pozostawione mienie, urządzili się w nowym miejscu. I nie bolała ich głowa o pozostawione w Polsce sadyby i włości.

Aż do czasu politycznego przełomu 1989 i zawarcia nowych traktatów o granicach i współpracy między Polską a Niemcami w latach 1990 i 1991. Nowe uregulowania jednak zostały wynegocjowane nader niefortunnie dla Polski i, niestety, otworzyły furtkę do prywatnych roszczeń między obu państwami. W nowej sytuacji prawnej rząd niemiecki zasugerował swym obywatelom – beneficjentom odszkodowań, by zwrócili się do państwa polskiego o zwrot mienia…

Choć wydawało się, że nasz system prawny nieźle zabezpiecza stan posiadania obywateli, którzy w dobrej wierze nabyli mienie niegdyś należące do innych, niejaka Agnes Trawny, wbrew duchowi prawa, odzyskała dom na Mazurach. Sądy dwóch niższych szczebli odrzuciły żądania Niemki, niestety, Sąd Najwyższy przychylił się do jej żądań… Dlaczego?

Otóż ustawa stwierdza, że o własności decyduje ostatni wpis w księdze wieczystej. Tymczasem od lat 50. w mazurskich Nartach owego wpisu nie zaktualizowano! Przesądziło zaniedbanie lub – co też prawdopodobne – zła wola urzędnika.

W 2007 roku, w ostatnich tygodniach przed zmianą władzy, rząd PiS przeforsował nowelizację ustawy, nakazującą ocenę własności nie tylko na podstawie wpisu w księdze, ale przede wszystkim stanu faktycznego, ujętego w innych dokumentach. Ten ważny dla Polaków akt nie zdążył wejść w życie.

Obecnie ci sami późni przesiedleńcy do Niemiec próbują uzyskać odszkodowania za mienie komunalne, które po ich wyjeździe zostało przejęte przez samorządy lokalne. Prawnicy niemieccy zarzucają polskim samorządom bezprawne wzbogacenie się na przesiedleńczej własności. Słaby to zarzut. Co nie zmienia faktu, że mocniejsze zabezpieczenie prawne tych nieruchomości wymaga szybkiej korekty ustawodawczej. Czas nagli, bo chodzi o polską własność, na którą czai się bogaty i bezwzględny sąsiad. Aby już żaden sąd, zwłaszcza ten zwany Najwyższym, nie miał szans przychylenia się do obcych roszczeń.

Natomiast mając już wiedzę o tym, że w świetle prawa międzynarodowego Polska nigdy nie zrezygnowała z odszkodowań wojennych wobec Niemiec, zamiast wstydliwie milczeć, warto te należności podliczyć. Nasz zachodni sąsiad takich skrupułów nie ma.

Jest bowiem ponurą groteską, że Polska – najbardziej zdruzgotany przez zbrodniczą agresję Niemiec kraj świata – jest adresatem roszczeń materialnych ze strony niedawnego najeźdźcy i zabójcy 6 milionów jej obywateli. Warto to przypomnieć m.in. działaczom „Sediny” i pokrewnych organizacji.