Szukając zupełnie innych słów i dźwięków, przypadkiem natknąłem się w internecie na takie oto łagodnie walcowane strofy:
„Ja to mam szczęście, że w tym momencie,
żyć mi przyszło w kraju nad Wisłą. Ja to mam szczęście…
Mój kraj szczęśliwy – piękny, prawdziwy. Ludzie uczynni, w sercu niewinni. Mój kraj szczęśliwy…”
Naiwne, infantylne, niedostrzegające morza nieszczęść, cierpienia wokół nas? A jednak w różnych chwilach życia dobrze jest dostrzec, na przekór prozie codzienności, jakiś promyk radości, nadziei, najlepiej w tym co bliskie – ojczyste – by wola życia nie zagasła.
Piosenkę autorstwa poety, kompozytora – Grzegorza Tomczaka śpiewała m.in. Maryla Rodowicz. Część melodeklamacyjna nie porywa. Za to refren – w klimacie zbliżającej się Wielkanocy – słowem i dźwiękiem porusza najczulszą strunę duszy.
„Mój kraj szczęśliwy, piękny, prawdziwy…” Czyż tak nie jest? Wystarczy chcieć to zobaczyć i poczuć. Zwłaszcza porównując ów kraj z resztą świata, a szczególnie z najbliższą nam Europą.
Oto Paryż, jedna z dumnych stolic świata, w której pastwą płomieni pada najsłynniejsza katedra Francji Notre Dame. W kraju, gdzie co roku bezcześci się, dewastuje lub podpala dziesiątki chrześcijańskich kościołów, to jakby ostatnia przestroga. Nieco bliżej szwedzkie Malmoe, w którym obawa przed przestępcami z importu sprawia, że życie zamiera o zmierzchu. Berlin, gdzie panuje ordnung, m.in. dzięki… muzułmańskim gangom. Stara, poczciwa Europa sprzed 30 lat zatrzymała się właśnie nad Wisłą, Odrą i Nysą.
Na jak długo – to zależy od nas. Od tego czy ulegniemy presji na przyjęcie mas imigrantów. I jeszcze bardziej od tego, czy otworzymy nasze szkoły i centra kultury na wiatr z Zachodu, niosący ideologię gender, propagandę dewiacji, aborcji i hedonizmu.
A gdy idzie o piosenkę Tomczaka, trafiającą prosto w serce, to takich melodii – rdzennie europejskich, jakby prosto spod strzechy, nie słychać dziś w mediach Zachodu, zdominowanych przez różnokolorowe motywy etno. Wszystko, byle nie z tradycji Europy.
Także w moim kraju rdzennie polska nuta zanika w piosenkach. Bywało nawet, że celebryckie gremia w mediach (ostatnio oklaskiwanych przez „nauczycieli”…) wykpiwały każdy odruch sympatii do kraju ojczystego. Na przykład, kilka lat temu, w jednej z „zagranicznych” stacji TV młody człowiek, który w konkursie zaskoczył słuchaczy prostą, patriotyczną piosenką, został przez jurorów zdyskwalifikowany… Takich rzeczy teraz się już nie śpiewa – przekonywał celebryta. Moda na to minęła.
Mam nadzieję, że jednak wraca. Wbrew „Wiosnom” i innym siewcom rozkładu. I nie tylko w Polsce. Pożar Notre Dame, jak żaden z dotychczasowych obudził zda się umarłą wiarę, zakorzeniony w niej patriotyzm. Świat po latach zobaczył, jak rdzenni mieszkańcy Paryża – nowego Babilonu – zbiorowo modlili się i śpiewali maryjne pieśni. Czy to może być cud Zmartwychwstania? Zawsze jest iskra nadziei.
Tym pokrzepiony, życzę wszystkim, dostrzegającym od czasu do czasu „nasz kraj szczęśliwy”, tradycyjnie Wesołych Świąt Wielkanocnych. ©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.