Mamy nowe obostrzenia w kontaktach międzyludzkich, utrudniające życie i - jak można by oczekiwać – wbrew intencjom prawodawców wprowadzające chaos w państwie. A już na pewno niesłużących zdrowiu i rozwojowi kraju. Czy jest to skutek nacisków na rządy ze strony ekonomicznych gigantów sterujących światem, czy raczej nerwowa nadgorliwość naszych władz nieumiejących wycofać się z wyboru błędnej drogi? Oba warianty są równie przygnębiające
Zakładam więc, że mimo wszystko celem przywódców kraju jest jak najskuteczniejsze leczenie obywateli – ratowanie ich życia i zdrowia.
Wszystkie ręce na pokład! – apelowali do lekarzy nasi organizatorzy walki z epidemią. W odpowiedzi na to dr Włodzimierz Bodnar – pediatra i specjalista chorób płuc z przychodni Optima NZOZ w Przemyślu ogłosił, że od ponad pół roku leczy chorych na COVID-19 znanym od wielu lat lekiem antywirusowym – amantadyną – zawiera ją preparat Viregyt K (chlorowodorek amantadyny). Otóż, zdaniem Bodnara, podając pacjentom co 6 godzin 100 mg tego leku, po 24 godz. osiągamy istotną poprawę, a po 48 godzinach – wszelkie objawy choroby ustępują.
Amantadyna – wyjaśnia dr Bodnar – zmienia wirusowi warunki rozwoju w komórce ludzkiej, wygasza jego aktywność, może więc uratować życie w każdym wypadku, póki pacjent jeszcze żyje. Tym sposobem dr Bodnar – jak twierdzi – wyleczył około setki chorych.
Na jego anons nie zareagowała żadna z polskich instytucji medycznych (z pozytywnym wyjątkiem jednego z profesorów PUM ze Szczecina!). Natomiast metodą przemyskiego lekarza zainteresował się szef wydziału Dyrekcji Zdrowia Publicznego Komisji Europejskiej w Luksemburgu.
Tymczasem kilka dni temu dr Bodnar oznajmił: ponieważ stosowany przeze mnie lek – amantadyna – „nie jest wpisany w schemat leczenia COVID-19, zawieszam stosowanie terapii”. A więc jednak nie wszystkie ręce... Nie każdemu wolno leczyć. A pandemia strachu w mediach nabiera tempa.
Pragmatycznie rzecz biorąc, w lepszej sytuacji był pacjent w latach PRL. Państwowa służba zdrowia miała swoje zatwierdzone preparaty i metody, ale lekarz prowadzący prywatną praktykę mógł leczyć tak, jak dyktowała mu wiedza medyczna i sumienie.
Casus dr. Bodnara rzuca cień na intencje osób kierujących walką z COVID-em, sugerując, że autorzy słowa „plandemia” mogą mieć rację.
Niedawno kolejny wybitny polski specjalista – alergolog i pulmonolog prof. Piotr Kuna w wywiadzie dla „Do Rzeczy” skrytykował zalecenie: „zostań w domu”. „Nie wierzę w całkowitą izolację. Naszą odporność niszczy samotność, brak kontaktów. Zdecydowana większość chorych powinna być leczona w domach. Unikać szpitali, gdzie stężenie zarazków jest najwyższe. Nieproporcjonalny do problemu strach przed COVID-em niszczy nas jako społeczeństwo”.©℗
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.