Ogromną większość mediów zajmuje wciąż tragikomiczny spektakl urządzony w Sejmie przez opozycję, który – miejmy nadzieję – skończy się jakimś kompromisem, choć spór nie ugaśnie.
Tymczasem – zgoła nieoczekiwanie – poważny niepokój o los zapoczątkowanych dobrych zmian wzbudził komunikat, iż prezydent Andrzej Duda zastanawia się, czy podpisać pakiet ustaw wprowadzających reformę oświaty.
Powstała niepewność, czy głowa państwa – pragnąc zażegnać konflikt z „totalną opozycją” – nie zdecyduje się ustaw oświatowych skierować do Trybunału Konstytucyjnego (jak nowe regulacje o zgromadzeniach), co oznaczałoby prolongatę zmian ad calendas graecas…
Na szczęście Andrzej Duda wzniósł się ponad doraźne interesy hałaśliwych grup i pakiet edukacyjny podpisał. Najważniejsza z reform dla przyszłości Polski otrzymała zielone światło.
Jak zawsze, nowe rodzi się w bólach, musi pokonać opór materii i ludzkiej złej woli. Najszybciej można zmienić oficjalne nazwy instytucji, podział na klasy i regulamin, w miarę sprawnie – poprawić – programy i listy lektur, zastąpić testy tradycyjnym sprawdzianem. Za to najtrudniej ukształtować nauczycieli, których zadaniem, obok skutecznej dydaktyki, ma być znów – jak niegdyś – wychowanie młodych istot. Tu efekty będą dostrzegalne dopiero po latach, na pewno w kolejnej generacji.
Natura ludzka jednak kocha wszelkie nawyki, nie lubi zmian, chyba że niosą wygodniejsze życie i wyższe pobory. Stąd i opór dotychczasowych szefów oświaty i części nauczycieli, tych lepiej urządzonych w obecnym status quo.
Sygnały, że polska szkoła po politycznym przełomie zdąża w ryzykownym kierunku, pojawiały się już na początku ery transformacji. Pierwsza pani minister edukacji niepodległej III RP Anna Radziwiłł oświadczyła, że odtąd szkoła ma się skupić na dostarczaniu uczniom wiedzy, pozostawiając wychowanie młodego obywatela rodzicom. I zakończyła swe oświadczenie jak Kasandra: – Zobaczymy, co z tego wyniknie…
Myślę, że niejeden z doświadczonych nauczycieli wzdrygnął się na takie dictum. Niebawem przyszły efekty tych zaniechań. Reszty dopełniło pojawienie się gimnazjów – modelu brytyjskiego krytykowanego na Wyspach od ponad stulecia. Z roku na rok coraz gorszy był poziom matur, a w następstwie – coraz niższy poziom studiów, a zatem i ich absolwentów. Obiektywnie oceniła nas zagranica. Nasi maturzyści z epoki PRL górowali wiedzą nad swymi rówieśnikami z Zachodu, natomiast młodsze roczniki, już liberalnego chowu, renomę Polaków obniżyły. Wszystkie te sygnały zrodziły determinację środowisk patriotycznych, aby proces upadku szkoły powstrzymać. Tu nieoczekiwanie w sukurs inicjatorom obecnej reformy idzie niedawno zmarły wieloletni guru marksizmu (późniejszy apostata), filozof Leszek Kołakowski, taką oto sentencją: wychowanie wyzwolone z autorytetu tradycji i dogmatu, kończy się nihilizmem.
Wiele dziedzin życia w Polsce, z wymiarem sprawiedliwości na czele, oczekuje radykalnych reform, zatem chaos, podtrzymywany przez opozycję oraz zewnętrznych i wewnętrznych wrogów Polski, potrwa jeszcze długo. Ale jedno już wiemy – od 1 września 2017 roku ruszy dobra zmiana w polskiej szkole.
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.