W rygorach stanu epidemii, który ogarnia dziś całą Europę i niemały skrawek świata z Azją i Ameryką, cichną polityczne spory i debaty. Gwałtownie wyhamowała kampania prezydencka, a stan zagrożenia wyraźnie zmodyfikował społeczne nastroje na korzyść aktualnego układu politycznego. Słowem, bezruch i pełne nadziei oczekiwanie na powrót normalności. A przede wszystkim powszechny niepokój o przyszłość gwałtownie wstrzymanej w biegu gospodarki.
W tej globalnie niewesołej sytuacji warto powstrzymać odruchy niecierpliwości, by rządowy plan zwalczania wirusa, oparty na społecznej dyscyplinie, nie zawiódł. Położenie Europy tym razem nader trafnie ocenił polityk dotąd nie wart cytowania, prezydent Francji Emanuel Macron, który stwierdził bez ogródek: jesteśmy na wojnie…*
Niechaj więc władze wyprowadzają miliony ludzi z dusznego zaułka zarazy. Może to czas na temat wynikający z samego upływu czasu. W tym roku mamy właśnie 75. rocznicę powrotu Państwa Polskiego nad Bałtyk i Odrę, na odzyskane po 800 latach ziemie piastowskie.A stało się to za sprawą wielkiej, okupionej tysiącami poległych ofensywy Armii Czerwonej* oraz I i II Armii Wojska Polskiego zakończonej szturmem Berlina.
Przypomnę, że w dniach 15-18 marca 1945 roku po przełamaniu Wału Pomorskiego i zdobyciu Kołobrzegu żołnierze I Armii Wojska Polskiego dokonali symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem.
Tymczasem między 12 a 20 marca na prawobrzeżu, głównie w Dąbiu, Klęskowie, Kijewie i Śmierdnicy, rozegrała się bitwa o Szczecin – jedna z najkrwawszych batalii II wojny światowej. Poległo w niej po stronie niemieckiej 40 tys. żołnierzy, po stronie zdobywców podobno ponad 8 tys.(Sowieci własnych strat nie podawali). Istotną rolę w tej bitwie odegrały jednostki I Armii WP: 2. Dywizja Artylerii i 1. Samodzielna Brygada Moździerzy.
Kolejną wielką bitwą Polaków o stare piastowskie rubieże stało się forsowanie Odry pod Siekierkami. W nurtach rzeki straciło życie ponad 2 tys. młodych Polaków (dwa razy więcej niż pod Monte Cassino), głównie mieszkańców Wileńszczyzny.
Jeszcze dwa lata temu ten wielki powrót Polski na prasłowiańskie ziemie Piastów dokumentowała strzelista kolumna w centrum miasta, pomnik Wdzięczności. Zaznaczono na niej daty wszystkich bitew stoczonych na szlaku od Tolkmicka po Szczecin. Można powiedzieć – słup graniczny, mówiący: tu zaczyna się Polska. Dziś nie ma po nim śladu… Czy ma to znaczyć, że zgodnie z hasłem „Międzynarodówki”: „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”… usuwamy znaki polskiej historii z centrum Szczecina?
Po wojnie z pietyzmem odrestaurowaliśmy dwie barokowe bramy miasta: Królewską i Portową – łuki tryumfalne sławiące zdobycie miasta przez Prusy, największego wroga Polski. Szacunku dla historii, nie tylko własnej, nauczyła moje pokolenie polska szkoła. A kolumna znacząca powrót Polski do Szczecina – zniknęła.
Na szczęście z dala od śródmieścia przetrwał skromniutki pomnik polskiego żołnierza w centrum dzielnicy Dąbie, znak ważnej dla Polski batalii sprzed 75 lat. ©℗
* nie było wyboru sojusznika…
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.