Poniedziałek, 18 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Szansa na powrót „europejskiego raju”

Data publikacji: 2016-07-04 09:51
Ostatnia aktualizacja: 2018-10-19 23:50

Z polskiego punktu widzenia Brytyjczycy popełnili błąd… No właśnie, prawdziwie niepodległy kraj daje suwerenowi prawo do ważkich decyzji, także błędnych. W najbardziej demokratycznej procedurze referendum decyduje głos ludu, który znacznie bardziej ulega emocjom, niż racjonalnie kalkulujący rząd. Bywa jednak też, że to naród w swej spontaniczności patrzy dalej i głębiej. O Brexicie przesądził vox populi.

Europa kontynentalna natomiast stanęła przed szansą zmiany. Czy brnąć do przodu, czyli dać się Niemcom i Francji usidlić w superpaństwie europejskim, czy wyjść z opresji, cofając się o dwa kroki, czyli do wcześniejszego etapu integracji, na którym współpracy gospodarczej towarzyszyła suwerenność państw członkowskich.

Warto przypomnieć, że Brytyjczycy przeszło 30 lat temu wstąpili nie do Unii Europejskiej, lecz do Europejskiego Wspólnego Rynku. U nas również zapomniano, że Polacy epoki PRL marzyli o przystąpieniu do tegoż EWG, a nie o przesunięciu centrum politycznych decyzji z Moskwy do Brukseli! Oczywiście dyktat tej drugiej ma zupełnie inny charakter, ale – jak pokazuje 12-lecie udziału Polski w UE – pluszowa, wręcz aksamitna presja eurodyktatorów okazuje się również skuteczna.

Nie trawię nadętego stylu byłego posła Rokity, ale raz jeden przyznałem mu rację, kiedy na wieść o projektowanej przez eurokratów zmianie przyjaznego Polsce traktatu nicejskiego zawołał z teatralnym patosem „A więc Nicea albo śmierć”.

Niestety, tego heroizmu polskich przywódców zabrakło, gdy dwa lata później nasz prezydent i rząd skapitulowali przed wymuszonym przez Niemcy traktatem lizbońskim, który skazał mniejsze państwa Unii na dyktat niemiecko-francuski.

Dziś polski rząd, pomny błędu przeszłości, w odpowiedzi na prowokacyjną niemiecką ofertę „superpaństwa” zamierza zgłosić własny projekt nowego traktatu.

Logika wskazuje, że powinniśmy zagubionym na ideologicznym pustkowiu narodom wskazać najprostsze z możliwych rozwiązań – powrót do klasycznego modelu wspólnego rynku i gaullistowskiej koncepcji Europy Ojczyzn. To co w latach 60. i 70. nazywano wszak europejskim rajem.

Mała jest szansa, że wielcy nastawią ku nam ucha, zwłaszcza Niemcy nie chcą ustąpić ani kroku ze swej dominującej pozycji. Większa, że wesprą nas pragmatyczni sąsiedzi z południa. Zapewne Berlin i Paryż już kombinują, jak złamać solidarność Wyszehradu. Miejmy nadzieję, że niedawno zawarty sojusz krajów Międzymorza przetrwa…