Środa, 20 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Szczecin na łopatkach…

Data publikacji: 2016-08-08 10:52
Ostatnia aktualizacja: 2018-10-19 23:50

Krzysztof Rybiński, znany ekonomista, dziś rektor Nowego Uniwersytetu Ekonomicznego w Ałmacie (Kazachstan), w artykule „Do Rzeczy”18 lipca br., wskazuje Zachodniopomorskie jako przykład największego marnotrawstwa funduszy unijnych w Polsce.

Profesor porównał rozwój Dolnego Śląska i Pomorza Zachodniego w latach 2004 – 2011. Jeszcze w 2005 roku średni dochód na głowę mieszkańca był w obu województwach mniej więcej taki sam, obecnie Wrocław w zarobkach przoduje, ma też wyraźnie niższe bezrobocie. Dolny Śląsk odnotował wzrost gospodarczy o 3 proc. większy od średniej krajowej, podczas gdy Zachodniopomorskie rozwijało się w tempie rokrocznie niższym od tejże średniej o 1,4 proc.

W Polsce pozyskanie środków unijnych w latach 2004 – 2011 wyniosło średnio 5132 zł na osobę. Na Dolnym Śląsku – zaledwie 3918, natomiast w Zachodniopomorskiem – 5830, a więc zdecydowanie powyżej średniej! Stąd wniosek, że Dolnoślązacy, choć dostali mniej, uzyskali więcej. Nasi zaś – akurat na odwrót! Oba miasta, aby móc skorzystać z unijnych dotacji, potężnie się zadłużyły. Najwyraźniej jednak wrocławianie sięgając po unijne fundusze postawili na inwestycje skuteczniej wspierające rozwój. Wskaźnik produkcji na mieszkańca wzrósł we Wrocławiu o 140 proc., a w grodzie Gryfa zaledwie o 40.

Wielkie tąpnięcie w Szczecinie i całym regionie to efekt likwidacji stoczni – do 2002 roku najnowocześniejszej w Europie, powodujący wzrost bezrobocia i wyludnienie. Znamienne, że sejmik zachodniopomorski jakby tego nie widział – tworząc bowiem plan inwestycyjny w 2014 roku pominął branżę stoczniową (!). Z kolei magistrat stawiał na przedsięwzięcia intratne dla projektantów i wykonawców, zamiast preferować dalekosiężne potrzeby mieszkańców. Stąd wybór drogiego i przestarzałego „szybkiego tramwaju” zamiast tańszego w realizacji i komunikującego całe miasto naziemnego metra po torach obwodnicy kolejowej (gdy „Kurier” przedstawiał tę koncepcję, samorząd pogardliwie milczał). Na szczęście potem przyjęto projekt młodych inżynierów pod nazwą Kolei Metropolitarnej (niechże go wreszcie realizują!).

Tymczasem konieczność rozbiórki starego wiaduktu kolejowego przy al. Wojska Polskiego niesie kolejną groźbę. Lobby wykonawcze nalega, by następny etap obwodnicy śródmiejskiej pobiegł równoległe do torów kolei likwidując pas zieleni między Śródmieściem a Pogodnem. Rozwiązanie, już 30 lat temu uznane na Zachodzie za szkodliwe i anachroniczne, oprotestowali mieszkańcy Pogodna, przedstawiając własną dużo tańszą koncepcję, kierującą strumień ruchu w al. Wojska Polskiego. Czy tym razem wygra rozsądek i rachunek ekonomiczny?

Nie jestem fanem rozwiązań wrocławskich. Drażni mnie natomiast, że w Szczecinie władza miejska ignoruje przyzwyczajenia mieszkańców (likwidacja alei kwiatowej, bunkier na placu Solidarności, plastikowa Fryga w centrum…).

Teraz magistrat głowi się, jak ożywić „zmodernizowaną” Jagiellońską, do niedawna gwarną i ruchliwą ulicę. Nowa aranżacja wymiotła wiele sklepów i usług. Nie przeżył jej nawet stary, poczciwy Bar Kaukaski. Radni proponują luksusowe chodniki. Czy nie widzieli, że dwukierunkowa jezdnia dawała szansę, by tu przyjechać autem, zaparkować, a po zakupach po prostu zawrócić do domu? A poza tym Jagiellońska była małą, lecz ważną arterią wschód – zachód, rozładowującą ruch w mieście.