Strajk nauczycieli, wyraźnie wspierany przez opozycję, rozwija się w najlepsze. Godzącą w interes młodzieży szkolnej akcję wsparł rzecznik praw obywatelskich, nie bacząc, że grożąc zakwestionowaniem ważności egzaminów, stawia się w roli adwokata jednej strony, a nie mediatora w konflikcie.
I choć ostatecznie rządowi – który wbrew marazmowi niby elit podjął się najbardziej fundamentalnej, bo dotyczącej przyszłości narodu reformy – ważne egzaminy udało się rozpocząć, pozostaje niesmak, że oto najliczniejszą ze społecznych służb o etosie inteligenckim kierują dziś ludzie egoistyczni, bezwzględni, ostentacyjnie kpiący z odwiecznej misji przypisywanej wychowawcom – przewodnikom młodzieży. I musi niepokoić, że w tej rzeszy pracowników z wyższym wykształceniem tak mało jest osób, które mają odwagę myśleć samodzielnie, że instynkt stadny bierze w nich górę.
Zważywszy wielką odpowiedzialność nauczyciela za kształtowanie przyszłych pokoleń obywateli, ten zawód – tradycyjnie utożsamiany z misją – jest opłacany mizernie. Jednak hasło na drzwiach szkoły „Strajk. Walczymy o prestiż zawodu” wypacza pojęcie prestiżu jako poważania, szacunku, wpaja młodzieży płaski materializm.
Gdy w Sierpniu ʼ80 pracownicy oświaty upomnieli się o swoje, w zapisach Karty nauczyciela zamiast dużego wymiaru pracy i odpowiednich pensji wybrali przywilej w postaci sporej puli wolnego czasu. Myślę, że zdecydowała o tym feminizacja zawodu.
Jak przyznają sami nauczyciele, przynajmniej połowa tej grupy zawodowej nie nadaje się do pracy w szkole, czuje się bezradna, zwłaszcza w czasach rozluźnienia rygorów wobec uczniów. I ta połowa, jeśli nie jest za późno, powinna odejść do innych zawodów, niewymagających takiej empatii, odpowiedzialności, społecznego talentu. Ktoś to nazwał inteligencją emocjonalną.
W zachodniej Europie (Wielka Brytania, Francja) w szkołach powszechnych nauczyciel pracuje od 8 do 17, czterdzieści godzin tygodniowo (bez urywania się do domu). No i za to mu płacą.
Ostre żądanie Broniarza ma ten pozytywny skutek, że uświadomiło resortowi oświaty konieczność prawdziwej reformy szkoły – czyli odejścia od „karcianych” przywilejów czasów schyłku PRL (wolne na stanie w kolejkach) na rzecz zwiększenia wymiaru i wymagań w pracy, za wyższą płacę. Mam tu na myśli powrót do starych sprawdzonych metod bez taryfy ulgowej. Niełatwo będzie wyjść z obecnego impasu bez wpojenia kolejnemu pokoleniu belfrów, że praca nauczyciela i wychowawcy jest ważną społeczną służbą.
Niż demograficzny w szkole to najlepszy czas na wprowadzenie zmian. Sprzymierzeńcami władzy powinni być rodzice, którym strajk Broniarza bardzo skomplikował życie. Myślę, że zwłaszcza ci, których pociechy zdadzą w tym roku maturę, znajdą okazję, by odwdzięczyć się aktywistom Broniarza za nadmiar emocji tej wiosny… ©℗
PS A przy okazji dodam, że każda idea społeczna ma swój czas. Solidarność – powszechny strajk – to świetny sposób na sparaliżowanie i zniszczenie nie tylko pracodawców, ale także państwa.
Janusz ŁAWRYNOWICZ
Janusz Ławrynowicz, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".
Autor bloga patrzy na rzeczywistość "pod prąd" i nie poddaje się poprawności politycznej. Komentuje wynaturzenia w polityce i gospodarce.