Poniedziałek, 04 sierpnia 2025 r. 
REKLAMA

Trzymajmy straż nad Odrą

Data publikacji: 2024-02-18 10:18
Ostatnia aktualizacja: 2024-02-26 20:13

W zasadzie milkną już echa głośnego wykładu na temat historii Rosji, wygłoszonego przez Władimira Putina. Wykładu, nie wywiadu. Amerykański „dziennikarz” Tucker Carlson nie pytał, tylko słuchał i potakiwał. A nawet pochwalił „profesora” za jego „encyklopedyczną wiedzę”. No więc echa milkną, ale niesmak pozostaje. Bo historyczne kłamstwa Putina, również na temat Polski, poszły w świat. Po raz kolejny zresztą. Warto wspomnieć o tym spośród kłamstw, które zostało w zasadzie pominięte przez komentatorów, a które jest wyjątkowo szkodliwe, a przy tym dotyczy bezpośrednio mieszkańców Szczecina. Ale też Wrocławia czy Gdańska.

W swoim wywodzie Putin podkreśla, że w rezultacie paktu Ribbentrop-Mołotow Związek Sowiecki „odzyskał” swoje jakoby historyczne ziemie. A po zakończeniu II wojny światowej zrekompensował Polsce tę stratę terytorialną. Zamiast Lwowa, Grodna i Wilna otrzymaliśmy Wrocław, Szczecin i Gdańsk. Przy czym ziemie odzyskane Putin nazywa „terytoriami rdzennie niemieckimi”. Tak, nie tylko Pomorze Zachodnie czy Śląsk, ale też Pomorze Gdańskie to zdaniem władcy Kremla ziemie niemieckie. Co więcej, Putin wybiela wprost Hitlera. Usprawiedliwia inwazję III Rzeszy na Polskę, która „sama była sobie winna”, bo, po pierwsze, brała udział w rozbiorze Czechosłowacji, po drugie – odmówiła Niemcom „zwrotu” korytarza gdańskiego. Nie oddania, tylko zwrotu. „Po I wojnie światowej to terytorium zostało oddane Polsce, a miasto Danzig stało się Gdańskiem. Hitler prosił (Polaków), by oddali po dobroci, ale odmówili” – stwierdza Putin. De facto więc nazywa Gdańsk niemieckim miastem, które się Niemcom uczciwie należało. A ZSRR oddał to miasto Polsce niejako z łaski.

Dobrze znanym wątkiem kremlowskiej narracji jest oburzenie na niewdzięczność Polaków, którzy zapomnieli już, jak to Moskwa podarowała im ziemie zachodnie i północne. Jak widać, wcale to nie oznacza, że Rosjanie powszechnie uznają polskość tych terenów. Wręcz przeciwnie. Zgodnie z Putinowską logiką, Szczecin, Wrocław i Gdańsk to prezenty, które Moskwa wspaniałomyślnie wręczyła Warszawie, choć Warszawa na nie kompletnie nie zasługiwała. Widać tutaj jak na dłoni typową rosyjską germanofilię. A także równie typowe dla Moskwy myślenie imperialne – prawdziwym, równorzędnym (sparing) partnerem dla Rosji może być tylko inne mocarstwo. Nie małe państwo, jak Polska czy Ukraina, tylko, w tym wypadku, Niemcy. Tylko Moskwa i Berlin mogą decydować o losie regionu. Na szczęście, Niemcy dziś takim tonem z Rosją rozmawiać nie chcą.

Szkoda, że w swoim oświadczeniu, prostującym antypolskie wywody Putina, nasz MSZ pominął kwestię ziem zachodnich i północnych. Co do tożsamości Gdańska, na szczęście, mamy niemal pełną, ogólnonarodową zgodę. Niestety, polskość Szczecina i Wrocławia bywa wciąż kwestionowana. I to nawet przez komentatorów o rzekomo patriotycznych poglądach, takich jak Wojciech Cejrowski. Odrzućmy wreszcie proniemieckie kompleksy i przestańmy się wstydzić polskości ziem odzyskanych. Szczecin przechodził z rąk do rąk, ale, zanim znalazł się pod panowaniem niemieckim, był słowiański, pomorski, polski. A, co najważniejsze, dziś jest polski. I wpisał się na trwałe w najnowszą historię kraju – również jako ośrodek antykomunistycznych buntów. „Przełomów”. Hasło „trzymajmy straż nad Odrą!”, po odrzuceniu propagandowego kontekstu, powinno dziś wybrzmieć znów, w odnowionej formie. Duma z polskości Szczecina nie musi oznaczać wdzięczności dla Moskwy, skoro sama Moskwa tę polskość neguje. A przecież to nie żaden Broniewski czy inny Majakowski, tylko sam Mickiewicz pisał o „orłach naszych”, co „lotem błyskawicy spadną u dawnej Chrobrego granicy”. No i spadły.©℗

Maciej PIECZYŃSKI